Dzieje się. Pandemia, zmieniające się obostrzenia i trudna sytuacja społeczna, a do tego jesień z coraz krótszymi dniami… koniec świata. Choć idą święta, to przydałyby się już wakacje. I właśnie z wakacyjną historią do Was przychodzę, a ona daje do myślenia – także w długie jesienne popołudnia oraz wieczory. A było tak ⤵️
Wakacje mają to do siebie, że jednak kończą się i trzeba wracać do codzienności. Tak też było tym razem. Msza św. nad morzem, ostatni spacer po plaży, śniadanie i chorwackie mini pączki. Pakowanie dużej walizki.
Wraz z koleżanką mieszkałam w hotelu na piętrze. Schody. Dużo schodów. Przyszedł do nas kolega, który powiedział, że zniesie torby na dół. Super, tego właśnie było trzeba.
Przyspieszamy, w drzwiach zostawiamy klucze. Autokar już czeka. Opuszczamy Makarską. Żegnaj Chorwacjo, do zobaczenia może za rok.
Odjeżdżamy. Jedziemy autokarem już dłuższy czas. Mijamy kolejne budynki, sklepy, ulice. Wszystko jest w porządku.
Wtedy przychodzi wiadomość ma Messengerze od kolegi, który odłączył się od nas i nie wracał z moją grupą. Oczom nie wierzę – sfotografował moją główną torbę, która… została w Chorwacji (nie zrozumieliśmy się z kolegą). Tak, walizka została w Chorwacji. O nie, koniec świata… chwilowy szok, liczenie strat w myśli.
Potem myślę – trudno, jakoś to będzie (czyli szczęście po polsku 😀), ale jednak trochę słabo, bo w walizce znajdowało się wiele potrzebnych rzeczy i pamiątek… Kto chciałby zostawić swój bagaż w innym państwie?
On już tam był
Teraz przechodzę do głównego wątku. Bóg zaskoczył mnie po raz kolejny. Choć pozostawienie walizki to raczej drobnostka w obliczu ludzkich kłopotów, ale On tę sprawę też załatwił, a przy okazji, a może przede wszystkim, przypomniał mi, że jest Panem niemożliwego.
Bo…
Już w trakcie powrotu okazało się, że jeden z kolegów (pozdrawiam 😊), który niespodziewanie dojechał do nas kilka dni później, nie wracał z nami, gdyż miał zaplanowaną jeszcze podróż w inne miejsca. To on przypadkiem (przypadkiem? Nie sądzę) zobaczył moją „samotną” walizkę. O zgubie napisał na Messengerze. Kolega również tego dnia wyjeżdżał z hotelu, niedługo po nas, a trasa jego podróży przez pierwsze godziny pokrywała się z naszą. Kolega ma dobre serce i zaproponował, że weźmie mój bagaż i nas „dogoni” na którymś z naszych postojów. Udało się – odzyskałam walizkę.
Chyba tak miało być. Choć mamy już połowę listopada, to wciąż wracam myślami do tej sytuacji – szczególnie do tego zaskakującego „zbiegu” okoliczności. On jest. On jest.
Piękno dla oka już jest
A teraz zmienię temat. Jako że mamy listopad i wszyscy święci balują w niebie, to chcę jeszcze z Wami podzielić się słowami św. Teresy z Avilla, która żyła w XVI w. Powiedziała: „Za tępą się nie uważam, piękno dla oka już jest, świętą zaś chciałabym zostać”.
Jestem pod wrażeniem. Urodziła się tak dawno, a miała w sobie tak ogromne poczucie własnej wartości jako osoby, jako kobiety. Doceniała swoje piękno pod względem intelektualnym, duchowym, jak i fizycznym. Nie wiem, czy zmagała się z kompleksami, ale jeśli tak, to ten cytat świadczy o tym, że wygrywała z nimi walkę.
Ta pełna wigoru, świadoma swojego człowieczeństwa kobieta, oznajmiła jako coś oczywistego, że chciałaby zostać świętą. Wow.
Mówiła, że wszystko mija, lecz Bóg pozostaje niezmienny. Powtarzała, że cierpliwością osiągnie się wszystko, a temu, kto posiadł Boga, niczego nie brakuje. Bóg sam wystarczy.
Myślę, że z pełną świadomością wiedziała, na kogo chce „postawić” w życiu. Ale nie dziwię się. Jemu nawet walizki są „posłuszne”.
Koniec świata 😁